Byłem z Julką w restauracji, ona zamówiła stek z frytkami, ja tatara z jajkiem (zawsze chciałem spróbować, to surowe mięso). Nie bez powodu o tym pisze, ale po kolei. Zjedliśmy, było fajnie (polecam tą restauracje). Czas mijał z godziny 17:00 zrobiła się 22:00, czas spierdalać do akademika. Pożegnalem się i ruszyłem w drogę (no jakieś całe 5km). W pewnym momencie podczas jazdy złapał mnie jakiś skurcz w brzuchu, nie wiedziałem co się dzieje (tatarze ty kurwo!). Myślałem nawet żeby zjechać na pobocze, bo ból był jakiś taki kurewski, że prawie zginał w pół. Gdy usłyszałem przelewanie się w brzuchu wiedziałem, że ona nadchodzi... sraka...
W tym momencie moim celem nr.1 stał się kibel niestety do akademika było jeszcze z 3km no i + zaparkowanie, wyciągnięcie wózka, otwarcie drzwi itd czyli w chuj roboty a czas tyka... Zacząłem się modlić, żeby zdążyć, bo kurwa przypał nasrać w samochodzie i obsranym iść obok ochroniarza

Jakimś cudem się udało dostać do pokoju, szybko zdjąłem kurtke, pasek w spodniach wyjebałem prawie w locie, brzuch nakurwiał jakby kiszka stolcowa miała zaraz wypaść razem z odbytem. Usiadłem na kibel, złapałem się poręczy (mam dwie w końcu pokoj dla kalek) i po dosłownie 5s gówno wystrzeliło z mojej dupy z prędkością nadświetlną obryzgując cały kibel. Smrut był kurwa nie do opisania jakieś martwe płody, może lepiej pachną niż to co wyszło z mojej dupy. Ultra Kraken 2.0 (tak to nazwałem). Momentalnie brzuch przestał boleć, ulga jak skurwysyn. Lecz to nie koniec historii


Wkurwiony poszedłem pod prysznic umyć dupę. Potem zasnąłem jak dziecko

Pozdrawiam